Post
autor: blackcenturionPL » 03 mar 2013, 22:26
Rozdział IV
-SoC! Zbiórka! Szyk kolisty, osłaniający! Gepard, Dred, zorganizować oddziały! Medycy, podzielić się i dołączyć do grup uderzeniowych! Armak, weź techników i przejdź pod komendę porucznika Atkinsona ze 151! To ten ważny, z krzyżem na lewym ramieniu! 2 sekundy na rozpoczęcie rozkazów!
Sprawna maszyna. Doskonale naoliwiony mechanizm. Szwajcarski zegarek. Tylko takie określenia przychodzą na myśl, kiedy widzi się Sentinels of Conglomerate w akcji. Wszyscy rozeszli się do wykonania poleceñ sierżanta Abeya. Mimo szalejącej wokół burzy pocisków każdy ze spokojem podszedł do operacji. Oddział był jakieś 250 metrów od umownej linii frontu. Gepard rozejrzał się. Stali za skałami pokrytymi śniegiem. Wieża stała na pustej połaci terenu, poprzerywanej jedynie płotami, wrakami oraz kryształami o kolorze fioletu, charakterystycznymi dla Esamiru. Była ona ostrzeliwana ze wszelakiej broni, od małokalibrowej po tą montowaną na samolotach wsparcia Liberator. Dowódca składu Charlie podsumował: wylądujesz - zginiesz, spróbujesz dobiec do przyczółków pod samą wieżą - zginiesz, znajdziesz się w środku - zginiesz. Ale przy tym ostatnim masz "wybór" - albo od broni żołnierzy Vanu, albo od ostrzału przyjacielskiego. Śmierć. Jedyna stała w życiu człowieka.
- Dred! - krzykną Abey - Zabierz swoich ciężkich szturmowców na front! Weźcie najcięższe wyrzutnie rakietowe, jakie macie! Medycy za nimi! Już już już! Gepard! Ty bierzesz swoich i obchodzisz wieżę od tyłu!
- Jak od tyłu?! Gdzie ona ma tył?!
- Spójrz na mapę! - Gepard wyświetla na goglach obecną sytuację z pozycji satelity. Niestety nie jest w stanie tego zrobić. Kontrwywiad VS. Abey ma podobną sytuację. - Niech to szlag! Zagłuszanie. Dobra. Weź lornetkę!
- Mam ją!
- Spójrz na północ! Widzisz tamte wraki? Nie ma tam już naszych. Nie ma tam wymiany ognia! Spróbuj Fioletowych ścisnąć od tyłu! Ale po cichu. Rozumiemy się?
- Abey, to jest zbyt proste i łatwe... Na pewno mają tam snajperów!
- No to spróbujesz, najwyżej będziemy zdobywać tą cholerną wieżę 5 godzin dłużej! W razie czego masz na bezpośredniej linii Ehelta z rakietami powietrze-ziemia. Dobrze mówię, Ehelto?
- Kur** mać! - nieświadom transmisji odpowiada pilot SoC - Ilu ich tu jest! Dwójka, patrz na lewo, patrz na lewo! Cholera... Już nie spojrzysz...
- Moim zdaniem to oznacza "tak". Gepard, zrozumiałeś? Wykonać!
- Tak jest! - odkrzyknął cały skład C. Abey bez słowa udał się w kierunku przyczółku dowodzenia, oddalonym o kolejne 100 metrów. Tam będzie miał wgląd na swoich żołnierzy z bezzałogowych sond. W tym czasie Gepard, pierwszy raz od dawna, rozdysponował rozkazy:
- Uwaga! Panie i panowie! Jest nas mało, lecz jakość, nie ilość, się liczy! Tak jak słyszeliście, okrążymy wroga i wykorzystamy taktykę Vanu: wjedziemy im od tyłu! Teraz formacja! Idziemy grupkami po trzy osoby, od osłony do osłony! W czołowej grupce idą Zoid, Skomson oraz Arcadd! Ja, Talisha i Kolorowy pójdziemy trochę z tyłu. Utrzymywać 3 metrowe odstępy między sekcjami! Ruszać się!
Jak powiedział, tak się stało. W formacji zespół kierował się ku wrakom znajdującym się na tyłach kompleksu. Po drodze Gepard mijał zwykłych żołnierzy jednostek frontowych. Ból, strach i adrenalina dosłownie epatowała z nich wszystkich. Nieogarnięta masa żołnierzy, od osłony do odsłony, przybliżała się do wrót wieży modułowej. Ostrzał tak już zaorał ziemię, że po śniegu już nie było śladu. Pozostało jedynie błoto, pot, krew i nadzieje. Nadzieje na przeżycie. Na zobaczenie się z bliskimi. Zbezczeszczone. Tak samo jak wzniosłe idee, emocje, które powstają w skomplikowanych umysłach ludzkich, w żywych istotach. Tutaj nie mają znaczenia. Mają mniejszą wartość od kawałka stali, który potrafi wypluwać z siebie dziesięciogramowy pocisk z prędkością dźwięku. Gepard przez swoje zamyślenia stracił rachubę czasu. Nie zauważył, że są już w punkcie zbiórki. Otrząsnął się i spojrzał na swoje własne, małe pole bitwy. Słychać było odległe huki, eksplozje. Jednak po tej stronie panował pewny spokój. Gepard zaczął wydawać kolejne rozkazy:
- Działamy w tych samych grupkach. Arcadd, idziecie na prawo. Odległość 15 metrów. Pół minuty przygotowania. Ja złożę raport Abeyowi. - zaczął przełączać się na częstotliwość dowodzenia. Bez skutku. - Cholera! Zagłuszanie! Ech... Spróbuję wywołać jeszcze Dreda i Ehelta. Kolorowy!
- Yep? - Odkrzyknął mu medyk
- Spójrz za pomocą lunety czy jacyś snajperzy się czają na nas, dobra?
- Się robi się!
- Ehelto? Dred? Zgłoście się! Mówi Gepard!
- Słyszę... Dre... Cięż... Oss... ddzi... gwoż... Wsparcie!
- Gepard?! Gepard?! Tu Ehelto! Jakieś dziwne sztuczki! Nie podoba mi się ta cała akcja! Nikogo nie mogę wywołać! Cud, że ciebie słyszę! W razie czego namierz cel laserem numer 231569, rozwalę go sześciopakiem!
- Ech... Przyjąłem...
Został tak naprawdę sam ze swoim oddziałem... Nie wie, czy właśnie Vanu nie przypuszcza ciężkiej ofensywy. Nie wie, czy został wydany rozkaz odwrotu. Jedynie Ehelto może odpowiedzieć na wezwanie pomocy. Ale co on zrobi? Zaraz pewnie uszkodzą mu radio i tylko wystrzeli ze swoich rakiet. To wszystko. Ale musi wykonać rozkaz. Dla dobra ogółu. Dla NC. Dla samego siebie.
- Uwaga, Charlie. Gotowi? Jak sytuacja, Kolorowy? - powiedział Gepard.
- Niby czysto, ale wietrzę podstęp.
- Ty to zawsze wietrzysz wszystko, ale akurat ubrañ to nie...- zagadnęła Talisha.
- Cisza w eterze! Zaczynamy! Równy odstęp, nie wyprzedzamy się!
Ruszyli w kierunku wieży. Zero kontaktów. Podejrzane.
- E, słuchajcie, to nie możliwe jest, żeby była tu taka cisza! - powiedział Zoid
- Stul dziób Zoid, dobra? Mam tego dosyć! Już to wiem! Daj mi się skupić! - Odpowiedział Skomson. W tym samym momencie powietrze przeszył wściekle fioletowy promieñ. Snajper. Charlie jest pod ostrzałem. Gepard rozejrzał się. Wszyscy cali, strzelec spudłował. Ale strzela pewnie nie ostatni raz.
- Idziemy dalej! Nie zatrzymywać się, bo na pewno nas trafi! - Jak na potwierdzenie słów tuż przed Gepardem w ziemię zarył pocisk. Pobiegli co sił w nogach, oczywiście od czasu do czasu zatrzymując się pod osłonami. Po parudziesięciu metrach Talisha krzyknęła:
- Tych snajperów jest więcej! Zaczynają koordynować ogieñ!
Miała rację. Gepard naliczył już 10 strzelców. Coraz częściej dało się słyszeć piski i dźwięki ostrzegawcze kombinezonów o wyładowywaniu tarcz. Jednak biegli dalej. 100 metrów od wieży musieli się zatrzymać. Ogieñ strzelców wyborowych nie pozwalał się im już wychylić. Potrzebowali wsparcia. Gepard doskonale wiedział jakiego.
- Arcadd! Wywołaj Ehelta i namierz pierwsze piętro!
- Ja?!... Już się robi! - odkrzyknął medyk - Ehelto! Masz robotę! Laser jest!
- Kurna kurna kurna! Ilu ich! Co?! Gdzie?! Jak?! Wsparcie?! Już leci wsparcie! Widzę laser! Jak to było... Wiem! Szacowany czas przybycia to 10 sekund! - Oddział musiał tyle odczekać pod morderczym ogniem snajperskim. Ale warto było. Oddział Charlie tylko podziwiał, jak maszyna NC przeleciała nad balkonem przyjętym jako punkt strzelecki. Potężne eksplozje rozedrgały powietrze, a płomienie wystrzeliły w górę. Wieży oczywiście się nic nie stało z powodu specjalnej konstrukcji uniemożliwiającej zburzenie. Jednak tylko najbardziej wtajemniczeni inżynierowie wiedzą, jakie są cechy szczególne tej budowli...
- Na trzy Zoid i Skomson kładą ogieñ zaporowy na wejścia na balkonie! W tym czasie reszta dobiega do ścian wieży! Raz! - Zoid i Skomson tylko na siebie spojrzeli i wycelowali w wybrane otwory. - Dwa! - Cała reszta już przygotowała się do szaleñczego sprintu. Wszyscy byli gotowi. Jak zawsze. - Trzy!
I jak na sygnał wystrzału pomknęli żołnierze do wieży. Wtórowały im pociski z dwóch ciężkich karabinów. Kiedy wszyscy dobiegli Zoid i Skomson musieli przy włączonych ciężkich tarczach impulsywnych dołączyć do reszty. Nie było to trudne - Ehelto rozorał górne piętra. Dotarli do Wieży. Udało im się. Wystarczyło wykorzystać tak proste przeoczenie obroñców. Tak proste i głupie, że aż niemożliwe. Jednak mimo wszystko Gepard musi wykonać rozkaz. Może właśnie dzięki ich dywersji uda się ten przyczółek zdobyć? Wieża się trzęsła od eksplozji, co znaczy, że jeszcze walka trwała. Odnaleźli wejście do środka, jednak to tylko połowa sukcesu. Teraz trzeba to wykorzystać. Gepard omiótł lufą korytarz, uznał go za czysty i odezwał się do Charlie:
-Uwaga! Wyświetlcie teraz podgląd Wieży. Znajdujemy się w miejscu oznaczonym niebieską strzałką. Ten korytarz ciągnie się jeszcze przez 15 metrów i dochodzimy do pomieszczeñ centralnych, to jest kantyn, generatorów i tym podobnych. Najpierw musimy zniszczyć generatory, żeby osłabić działa Phalanx. Następnym celem są instalacje wielokrotnego odrodzenia. Wystarczy, jeżeli uszkodzimy im anteny znajdujące się na dachu. Z punktu A do B dostaniemy się windą antygrawitacyjną oddaloną od ostatniego generatora jakieś... 20 metrów w linii prostej. Będzie ciężko, więc wymagam pełnego skupienia i wyrobienia 101% normy. Zrozumiałeś, Zoid?
-Yyy, no tak. Ale jakiej normy?
-Tej, której nie potrafisz osiągnąć! - spróbował zażartować Kolorowy.
-Cisza! Idziemy diamentem, Arcadd i Kolorowy w środku, Zoid z tyłu, Skomson z tyłu. Ja z Talishą pójdziemy na boki. Przy każdym skrzyżowaniu boczni strzelcy wybiegną i sprawdzą odnogi. W razie ciężkiego ostrzału dobijamy do ścian. Ech, to chyba wszystko. Sentinels, roll out!
Po tych słowach oddział Charlie ustawił się w formacji i najcichszym truchtem skierował się ku generatorów. Nim dobiegli do pierwszego skrzyżowania i zaczęli go zabezpieczać usłyszeli równy stukot butów wojskowych. Podbiegli jeszcze trochę i zobaczyli kolumnę inżynierów, biegnących pewnie do dział. Decyzja o wstrzymaniu ognia jest prosta, ale...
-Co wy na to, żeby ich wystrzelać od tyłu? Tego się najmniej spodziewają, bo to oni zazwyczaj...
-Zamknij się Zoid, musimy być przez najdłuższy czas jak najciszej!-Zganił swojego podkomendnego Gepard.
-Ale Gepard! Kanonadkę strzelimy...
-Ech... Ale przykręcić tłumiki!
-Tak! Wiedziałem że się złamiesz! Ale ty jesteś sł... No dobra, do boju!
SoC poczekało aż kolumna zostawi ich w tyle i ustawiło się w kanonadzie. Polega ono na błyskawicznym uformowaniu dwuszeregu na odsłoniętej pozycji, gdzie ciężcy szturmowcy się ustawiają na przodzie z włączonymi generatorami tarcz impulsywnych. Po skierowaniu luf w kierunku wroga wszyscy rozpoczynają ostrzał, który powinien być w miarę równy, jednak się rozdzielać. Pierwszy szereg strzela w okolice pasa, natomiast drugi w okolice barków. Dzięki temu tarcze szybko się przeciążają i użytkownik nie ma szans na znalezienie osłony. Po wysprzątaniu wroga kanonada się rozbija, wraca na początkowe pozycje oraz ponownie sprawdza bezpieczeñstwo perymetru. Formacja dobra na zasadzki, ale nie na pole bitwy. Gepard ustawił się w tylnym szeregu i wycelował w głowę pierwszemu lepszemu człowiekowi. Jeszcze się dowódca oddziału C nie zorientował, że zdegradował coś najważniejszego do poziomu rzeczy, życie ludzkie do poziomu naboju w komorze. Ale zobaczy to później. Reszta oddziału podobnie jak ich przełożony wycelowali w kierunku wroga, wzięli wdech i...
-Ognia!-krzyknął Gepard. Mimo tłumików dało się usłyszeć charakterystyczną dla kanonady kakofonię. Inżynierowie padali jeden za drugim. Słychać było tylko piski HID-u o wyładowaniu tarcz. W 15 sekund było po wszystkim. Charlie cofnęło się do korytarza, z którego przyszło i sprawdziło perymetr. Po upewnieniu się co do bezpieczeñstwa pobiegli dalej. W środku Wieży było wyjątkowo... Pusto. Eksplozje dało się wyczuć, ale nie było żadnych alarmów, żadnych mniejszych lub większych grupek ludzi przemierzających korytarze. Czyżby uzupełnienia im się koñczyły? Po minucie Oddział C dobiegł do generatorów.
-Uwaga! Jesteśmy na punkcie A. Zoid, Skomson, osłaniajcie resztę składu, która w tym czasie podkłada C4. Do dzieła!
Jak jeden mąż żołnierze NC zaczęli wykonywać swoje zadania. Ciężcy przeczesywali prawdopodobne ścieżki ataku, natomiast reszta sabotowała generatory, jedna osoba do jednego. Gepard podkleił ładunek i zaczął składać detonator i zapalnik. Są tak blisko osiągnięcia celu. I może Vanu się wycofa po tym? Może bezpośrednia konfrontacja się skoñczy? Bardzo szybko na każdym generatorze zaczęła migać dodatkowa, czerwona lampka... Gepard rozejrzał się jeszcze i wydał kolejne rozkazy:
-Dobra, połowa drogi za nami! Teraz musimy dobiec do tamtej windy antygrawitacyjnej i uszkodzić przekaźniki. Kiedy będziemy już w powietrzu, aktywujemy C4. Jazda!
Żołnierze z powrotem ustawili się w diamencie i udali się w kierunku następnego celu. Kiedy wszyscy już znaleźli się w windzie Gepard wysadził swój generator. Reszta nie musiała aktywować swoich detonatorów, gdyż zaistniała reakcja wybuchowo-łañcuchowa. Kiedy znaleźli się już na samej górze, mimo walki pustej, Gepard spojrzał za otwór strzelniczy na pozostałe placówki. I już się domyślił, czemu poszło im tak łatwo. Właśnie w tej chwili wszystkie wieże, oprócz tej atakowanej przez SoC, eksplodowały zielonym światłem. Broñ antyorganiczna. W promieniu 2 kilometrów zielona ściana w bardzo krótkim czasie napromieniowuje organizmy żywe tak wysoką dawką, że człowiek dosłownie się rozkłada na miejscu. Natomiast maszyny i budynki zostają tak „zbombardowane”, że zespoły czyszczące muszą nad tym pracować po kilka dni. To był podstęp. Tak prosty do przewidzenia, a jednak taktycy skopali sprawę. Ale trzeba pomyśleć nad inną sprawą. Jakie szczęście miał Gepard oraz jego skład, że w porę zniszczył generator? Pewnie ogromne, nie do wyrażenia.
-Boże... Czy to broñ antyorganiczna? - zapytała się Talisha
-Cholera... Vanu jak zwykle wyruchało w dupę całą armię...-dodał Arcadd
-Ale ona jest zakazana! Przecież powstało mnóstwo umów normujących używanie radioaktywnych broni! Sama to przeżywałam!
-Talisha, uspokój się. Wiemy, ale twój upór i wzywanie konwencji już nie przywróci do życia ludzi. Po prostu trzeba skopać im dupę!-powiedział Kolorowy.
-On dobrze mówi, Tali. Mnie też boli śmierć tylu ludzi przez podstępną sztuczkę, ale musimy działać dalej. Połączę się z Abeyem.
Jak Gepard powiedział, tak zrobił. Kiedy kalibrował radio wyszedł na balkon wieży. Spojrzał wkoło i dostrzegł morze trupów i wraków. Jednak nadal uratował wielu ludzi. On z oddziałem są bohaterami. A na dodatek wykonali zadanie. Przypadek zrządził, że zrobili to naprawdę najmniejszym kosztem.
-Mówi Abey. Do wszystkich jednostek SoC oprócz Ehelta, zbiórka na znaczniku za 5 minut!
Był to przekaz priorytetowy, usłyszany przez wszystkich. Gepard popatrzył po oddziale. Jest naprawdę źle. Zeszli z wieży spokojnym krokiem, zdejmując hełmy i omijając spiętych, biegnących żołnierzy frontowych, patrzących na nich jak na półbogów. Zrozumiałe, bo jeszcze nie wiedzą, że placówka stała się pusta podczas ich ataku. Dotarli na znacznik w 6 minut. Dred ze swoim oddziałem już czekał. Wszyscy nie mieli przynajmniej jednej czwartej pancerza, bronie były pogięte, osmalone i wybrzuszone a braciom Adhan i Danhan opatrzono oczy, obu inne. Ale byli żywi. Wszyscy z SoC. Nikt nie zginął w pierwszej, bojowej akcji. Pełen sukces. Ale to zwycięstwo było pyrrusowe. Minutę po przybyciu Charlie przyszedł Abey i rzucił kawę na ławę:
-Przegraliśmy. Vanu zabiło właśnie w sumie 15 000 żołnierzy. Na wszystkich frontach, nie tylko tutaj. Nie możemy przejechać przez mur promieniowania, a dowództwo obawia się desantu. Dosyłają jednostki frontowe z orbity, a samodzielne plutony wysyłają na Amerish. Już wezwałem nasze Galaxy, będą za 5 minut. Godzinę po wylądowaniu w placówce macie godzinę. Potem pakujemy się do transporterów transkontynentalnych.
I odszedł w kierunku punktu dowodzenia. Jednak po 5 krokach się odwrócił do SoC i rzekł:
-A, no i macie wszyscy u mnie duże piwo. A ty, Gepard, butelkę whisky. Spocznij.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ. KOD AUTORYZACJI R#oz45dzIA5L4